Język ma duży wpływ na sposób myślenia i postrzegania świata. Oddając kobietom ich językową tożsamość, zwracamy im należny szacunek i zaznaczamy równość płci. I choć od początku XX wieku starano się wprowadzić feminatywy do codziennego użycia, okazało się, że opór materii jest zaskakująco duży. 

 

Prawa Kobiet

Większość ludzi nie lubi zmian. Im człowiek starszy i gorzej wykształcony, tym jego otwartość na nowe znacząco spada. Ale czy tego chcemy, czy nie, w ostatnich trzydziestu latach zaszły w Polsce ogromne zmiany społeczne. Także dotyczące roli kobiet. Jeszcze wcześniej, po II wojnie światowej, zmienił się w naszym kraju ustrój i w 1957 roku została wydana rekomendacja co do stosowania form rodzajowych. W pracy można przeczytać, że „nadawanie kobiecych nazw niektórym zawodom umniejsza ich randze”!

Dopiero od kilkunastu lat zaczęto ponownie używać feminatywów. Początkowo w  bardzo wąskim gronie osób, które były uznawane za „burzące porządek”.  Według władz komunistycznych było to tylko rozwiązanie językowe i tym samym widzenie świata. Dyskusja o feminatywach jest więc dyskusją zastępczą. Nie chodzi tu tylko o język. To rzecz o człowieku. O tym, kim jest kobieta i mężczyzna. Jakie są ich funkcje w życiu społecznym i w jaki sposób powinny kształtować się wzajemne relacje między płciami. Bo przecież język wpływa na nasz sposób myślenia i działania, ale też odzwierciedla rzeczywistość.

Feminatywy – używać czy nie?

Tu Rada Języka Polskiego w 2019 roku dała wykładnię. Zasugerowała, by prawo do stosowania nazw żeńskich pozostawić mówiącym, „pamiętając, że obok nagłośnionych ostatnio w mediach wezwań do tworzenia feminatywów istnieje opór przed ich stosowaniem”, czyli możemy, nie musimy.

Z pewnością w przyszłości przyzwyczaimy się do feminatywów, bo przecież konotacje słów tworzymy sami. Wystarczy, aby femonatywy były użyte kilka razy w prawidłowym kontekście, nieironicznie, normalnie i słowo to wejdzie naturalnie do naszego prywatnego i powszechnego słownika. To naprawdę skuteczny i prosty sposób na zmienianie świata. Oczywiście są przykłady feminatywów, które wzbudzają wątpliwości większe niż inne.

Z ostatnio zasłyszanych: sekretarz-sekretarka. On – mąż stanu. Ona – odbiera telefony i podaje kawę szefowi.

Ale przecież konotacje tych, analogicznych językowo, słów tworzyliśmy sami. Skojarzenia leżą w kulturze, przyzwyczajeniach, uproszczeniach. I to my musimy to zmienić.

Są też pewne trudności. Istnieją w języku polskim wyrazy, których nie da się poddać feminizacji. Profesor Jerzy Bralczyk wskazuje jako przykłady zaimki „nikt” czy „ktoś”. Trudno używać formy „nikta” czy „ktosia”.

Nowe podejście do feminatywów

Warto jeszcze zaznaczyć, że Polska nie jest jedynym krajem, który podjął temat wprowadzania feminatywów w szerszym zakresie niż dotychczas. W niektórych państwach toczy się dyskusja od wielu lat. Dobrym przykładem jest Francja, gdzie akademicy działający w Radzie Języka, dopiero parę lat temu ogłosili, że w języku francuskim pojawi się żeńska odmiana prefekta, szefa, lekarza, parlamentarzysty i wielu innych przedstawicieli funkcji publicznych. Pojawiają się też propozycje zupełnie nowego podejścia do nauki języka, uwzględniające fakt, że nie sami mężczyźni wypełniają świat.

Ciekawie wygląda propozycja poprawnej pisowni włączającej: „obywatel*e*ki posz*li*ły głosować na kandydat*ów*ki wpisan*ych*e przez działacz*y*ki”. Wygląda to na jakiś rebus 😉

Podsumowując – jestem zwolenniczką feminatywów, ale… przeciwniczką narzucania ich na siłę. Wiele nowych słów i wyrażeń z trudem i przez lata przebijało się w danym języku Dziś nie wyobrażamy sobie, że mogłoby ich nie być! Opór wobec nich często bierze się z lęku i braku wiedzy. Chciałabym żyć w kraju, gdzie oficjalnie i prywatnie używa się feminatywów, ale chciałabym też móc używać w rozmowach wyrażeń „pani poseł”, „pani dyrektor” bez posądzenia, że jestem zwolenniczką patriarchatu!

Jolanta Mączka